page.php

Historia naszej siedziby.

Pierwszą próbę osadzenia Reformatorów w Dzierzgoniu podjął 10 czerwca 1678 roku wojewoda malborski Jan Ignacy Bąkowski. Dla swoich zamiarów uzyskał pozwolenie sejmiku pruskiego w Grudziądzu, który 15 grudnia 1678 roku w instrukcji dla swoich posłów na sejm grodzieński wpisał zobowiązanie , aby franciszkanom „mocą konstytucji sejmowej przyznać pewien areał w starostwie dzierzgońskim”. Sejm bez problemów wyraził na to zgodę. Tego samego życzył biskup chełmiński Jan Małachowski i proboszcz dzierzgoński Wojciech Karwowski, w którego parafii miał powstać klasztor.

Dobrze zapowiadająca się sprawa erekcji klasztoru wskutek śmierci wojewody została odsunięta na dalszy plan i na wokandę wróciła w siedem lat później, kiedy w imieniu biskupa prałat Tomasz Bogoria Skotnicki ogłosił dnia 16 lipca 1685 roku w Chełmży list zapowiedni, w którym pisał, że biskup chełmiński Jan Kazimierz Opaliński po przeprowadzeniu wizytacji kanonicznej parafii dzierzgońskiej wspólnie z proboszczem Michałem Słomskim postanowili dokończyć dzieła, jakie zaczęli a nie zdążyli wprowadzić w czyn wojewoda Jan Ignacy Bąkowski i poprzedni proboszcz Wojciech Karwowski.

Pragnąc wypełnić ich zbożne zamierzenia postanowili osadzić w Dzierzgoniu Ojców Reformatorów. Przeznaczyli im po drugiej stronie rzeki Dzierzgonki kawałek gruntu razem z kaplicą pod wezwaniem Ducha Świętego i dom tam zbudowany. Jak było do przewidzenia, Ojcowie Reformaci w Dzierzgoniu, którzy zaczęli egzystencję z dość niskiego pułapu tak gospodarczego jak i prawnego, szybko wzrastali w obu tych kierunkach. Sympatia dla zakonu zaowocowała szeregiem nadań i korzystnych transakcji. 31 maja 1687 roku rada miasta na polecenie starosty sprzedała Ojcom korzystnie dwa ogrody.

Z ramienia zakonu kontrakt przeprowadził Ludwik Geisler, pierwszy przełożony Reformatorów dzierzgońskich. Ważna decyzja zapadła w dniu 27 sierpnia 1693 roku. W Dzierzgoniu tego dnia zebrało się kilku zakonników z domu prowincjalnego i razem z tymi mieszkającymi na miejscu podjęli decyzję o budowie kościoła i klasztoru. Ustalili podstawowe parametry dotyczące wyglądu tych budowli. W swojej dokładności nie zapomnieli nawet o przygotowaniu małego karceru dla skazanych przez przełożonego na izolację zakonników. Zapewne dla większego umartwienia ta cena miała być usytuowana obok locum secretum!

Zakonnicy pilnie potrzebowali materiałów budowlanych . Starosta dzierzgoński pozwolił im na budowę pozyskiwać cegły z ruin zamkowych. Mieszkańcy miasta wykazali jednak lepsze wyczucie wartości zabytkowych murów , toteż robotników wysłanych przez zakon po cegłę na wzgórze zamkowe dosłownie przepędzili kijami, co Reformaci zaskarżyli przed sądem ławniczym w Sztumie 2 września 1709 roku. Wojewodowie malborscy, którzy byli zarazem starostami dzierzgońskimi opowiedzieli się po stronie zakonników. I tak wojewoda Piotr Kczewski za przyzwoleniem biskupa Opalińskiego z 11 czerwca 1720 roku wystawił 23 grudnia 1720 roku pisemne zezwolenie reformatorom na wykorzystanie ruin kaplicy zamkowej do budowy kościoła przy klasztorze. Zakonnicy dzięki ofiarności ludzkiej pomnażali majątek nieruchomy. Oznaki hojności katolickich wiernych potwierdzają różne zapisy i pokwitowania. Zakonnikom od dobroczyńców napływały: zboże, zwierzęta, ptactwo, masło, sery od dwóch dawców, po dwanaście beczek piwa od trzech dawców, a jeden obiecywał od każdego waru piwa beczka jedna.

Reformaci zdołali zaskarbić sobie życzliwość ludzi zamożnych dzięki temu, że w swoim kościele grzebali ich zmarłych. Właściwie należałoby dokładnie przebadać, ile znaczących osobistości znalazło wieczny spoczynek w klasztorze dzierzgońskim, pod posadzką, a także w kryptach czy raczej „w sklepach” jak wtedy mawiano. Nie tak dawno prawdziwą sensacją okazało się odkrycie w tym kościele kaplicy grobowej znanego rodu Zawadzkich z 1738 roku. Znaleziono w niej nie tylko trumny, ale też cztery całkiem ładne portrety, dwóch kobiet i dwóch mężczyzn. Niestety, ujawnienie tego faktu w piśmie „Mówią Wieki” z 1983 roku, posłużyło za informację dla złodziei, którzy wycięli z ram wszystkie portrety.

Klasztor dzierzgoński podczas wszystkich wojen służył jako kwatera dowództwa przechodzących tędy armii. Tak było właśnie podczas kampanii napoleońskiej. W marcu 1807 roku wojska francuskie zajęły klasztor i kościół i urządziły tam szpital. Po kilku miesiącach odchodząc pozostawiły budynki mocno podniszczone. Zakonnicy chwilowo rozpierzchli się a przywrócenie ładu i normalnego funkcjonowania zajęło sporo czasu. Pismem datowanym z Płocka 12 sierpnia 1808 roku nowy prowincjał prowincji mariańskiej Marian Świnarski wezwał członków konwentu dzierzgońskiego do wznowienia rezydencji i przestrzegania dyscypliny zakonnej.

Reformaci w Dzierzgoniu u władz rządowych mieli dobrą opinię, bo to oni od dawna podtrzymywali w mieście i okolicy kaznodziejstwo w języku niemieckim. Na ich prośbę, jak wspomniano, biskup Feliks Kretkowski jeszcze 3 lutego 1727 roku pozwolił zakonnikom nie tylko na ich doroczne święta zakonne, ale też we wszystkie niedziele i święta Kościoła powszechnego głosić w klasztorze na zaproszenie proboszcza i kościoła parafialnego kazania po niemiecku, a ich zasadniczym odbiorcą miała być ludność z Dzierzgonia ale również katolicy z diaspory. Przedtem kazania po niemiecku reformaci głosili w większe święta w kościele parafialnym, obok kazań po polsku. Od tego pozwolenia biskupa Kretkowskiego kazania niemieckie z kościoła parafialnego zostały wycofane i kościół Reformatorów siłą faktu stał się świątynią dla ludności niemieckojęzycznej. Prowincjał prowincji mariańskiej reformatorów, rezydujący w klasztorze w Płocku, starał się do Dzierzgonia przysłać tych zakonników, którzy pochodzili z Prus ze względu na język niemiecki i lepsze rozumienie wiernych wychowanych na tej samej kulturze. Jeszcze w 1804 roku w Dzierzgoniu przebywało piętnastu zakonników, w tym przeważnie dziesięciu księży i pięciu braci, natomiast w 1816 roku było ich już tylko czterech.

Reformaci nie zaniedbywali duszpasterstwa w języku polskim, bo z ich świątyni korzystało wielu Polaków, w tym rody magnackie Zawadzkich, Sierakowskich, Donimirskich oraz inne przeważnie ofiarne wobec zakonników. Wnet jednak nadszedł zmierzch.
Około 1822 roku za czasów przełożonego klasztoru Anzelma Bischerta ujawnił się poważny kryzys klasztorów wskutek spadku liczby zakonników. Nadprezydent Prus Teodor von Schön tylko czekał na okazję, kiedy mógł dokonać kasaty klasztoru na mocy ustawy rządowej z 30 października 1810 roku. W Dzierzgoniu w tym czasie proboszcz Michał Elwart był chory umysłowo a parafią zarządzał komendarz, jego rodzony brat Bernard Elwart, który jednak nie miał silnej pozycji prawnej i nie był w stanie skutecznie wesprzeć zakonu.

Bardzo pomocni natomiast okazali się dwaj dziekani z sąsiedztwa: proboszcz malborski ks. Józef Zamoyski i proboszcz ze Sztumu ks. Namszanowski. Przyjacielem Reformatów był też landrat sztumski Donimirski. Zawiązała się szeroka koalicja w obronie klasztoru. Katolicka ludność Dzierzgonia przyzwyczaiła się do Ojców Reformatów i razem ze swoim duszpasterzem Bernardem Elwartem próbowała ratować zagrożony w bycie klasztor. Wierni wspólnie z proboszczem 30 grudnia 1831 roku wystosowali pismo do rządu. Z tego elaboratu przebija raczej rezygnacja niż nadzieja, bo przecież wszyscy wiedzieli, że mnisi wymarli i pozostał jeden, który z trudem odprawiał jakieś podstawowe nabożeństwa, rozumieli też, że w podobnej sytuacji znalazły się sąsiednie klasztory reformackie w Łąkach Bratiańskich i Nowym Mieście, więc stamtąd nie należało spodziewać się napływu zakonników.

W tej sytuacji wierni parafii dzierzgońskiej wnioskowali, aby klasztor przeznaczyć na szkołę katolicką, a kościół klasztorny powierzyć miejscowej parafii i jej, za organizowanie nabożeństw, przeznaczyć te ofiary w naturze, jakie ojcowie reformaci otrzymywali z Nowego Dworu, Zielonek i Waplewa. Te dwie ostatnie posesje należały do Sierakowskich, ale ci, jak się okazało, ofiarni na rzecz klasztoru wobec parafii nie okazywali tego usposobienia i proboszczowie musieli się wręcz wykłócać o daniny z tych miejscowości. Rząd 29 stycznia 1832 roku zdawkowo odpowiadał, że przy ostatecznej decyzji te głosy weźmie pod uwagę. Niektórzy radzili, aby do klasztoru w miejsce zakonników dać księży diecezjalnych, ale to władze diecezjalne z kolei uznawały za nader trudne do wykonania z braku księży w diecezji warmińskiej. W atmosferze rezygnacji i bezradności klasztor gasł.

W 1828 roku dwóch Reformatorów staruszków zmarło, pozostał gwardian Anzelm Bischert, który w 1832 roku został przez prowincjała przeniesiony do klasztoru w Łąkach Bratiańskich i tam 25 sierpnia 1835 roku w wieku 70 lat zmarł. W tej sytuacji rząd pruski 30 czerwca 1832 roku skasował klasztor Reformatów w Dzierzgoniu i nie został on nigdy reaktywowany. Pozostały po nim całkiem okazałe budynki klasztorne, które przeznaczono na szkołę dla dzieci wyznania luterańskiego i katolickiego oraz na mieszkania dla nauczycieli. Co ciekawe, o pomieszczenia dla jednej klasy zabiegała społeczność żydowska, ale jej nie otrzymała.

Kościół poreformacki natomiast został przekazany parafii katolickiej z przeznaczeniem dla katolików języka niemieckiego.
Kiedy wystawiono nowy budynek szkolny, klasztor 29 stycznia 1929 roku został przeznaczony na powiatowy dom starców, którymi opiekowały się siostry zakonne, dysponujący miejscem dla 120 osób. Siostry samarytanki zamieszkiwały tu jeszcze do chwili wyzwolenia miasta. Część pomieszczeń byłego klasztoru wykorzystywana była nawet na więzienie i areszt. Działała tu również kasa spółdzielcza, w latach sześćdziesiątych prezydia miejskiej i gromadzkiej rady narodowej, cukiernia, jadłodajnia, ORS. W roku 1965 od pioruna spłonęło całe zadaszenie. Po zabezpieczeniu i odbudowie części dachowej budynek przystosowano do celów mieszkalnych. Po długich pracach remontowych odnowiony budynek przekazano w 1991 roku dla Dzierzgońskiego Ośrodka Kultury.

Męczeństwo siostry Teodory Witkowskiej

Pod koniec II wojny światowej 26 lipca 1944 siostra Maria Teodora została przeniesiona do Dzierzgonia będąc przełożoną domu zakonnego oraz zakrysianką. Idący front zbliżających się wojsk radzieckich Armii Czerwonej, które w brutalny często sposób niszczyły elementy wiary chrześcijańskiej, 24 stycznia dotarł do Dzierzgonia. Sposobem przetrwania tych trudnych czasów było często schronienie się w bezpiecznych (wydawać by się mogło) miejscach. W czasie paniki i lęku siostry oraz niektórzy mieszkańcy schronili się w Powiatowym Domu Starców.

Miejsce to jak się wkrótce okazało nie było bezpieczne, gdyż wieczorem 28 stycznia jeden z radzieckich żołnierzy, który wtargnął do pomieszczenia, gdzie byli schronieni, kierując się niskimi pobudkami miał zamiar wyprowadzić i zgwałcić jedną z młodszych przebywających tam sióstr, s. Amabilis Markowską. W jej obronie przez atakiem żołnierza stanęła siostra przełożona Maria Teodora, zasłaniając ją własnym ciałem, jednak została ona przez niego zastrzelona pociskiem w głowę, który okazał się śmiertelny. Ciało zamordowanej siostry zostało zabrane przez żołnierzy w nieznanym kierunku. Odnaleziono je dopiero pół roku później, po czym odbył się pogrzeb 21 czerwca 1945. Została pochowana na cmentarzu parafialnym w Dzierzgoniu, nieopodal wejścia do cmentarnej Kaplicy św. Anny przy ulicy Elbląskiej. Początkowo, na jej grobie umieszczono krzyż z napisem, będącym cytatem z Pisma Świętego (1 Kor 13,8): ,, Miłość nigdy nie ustaje” a następnie postawiono okazały grobowiec z krzyżem a przy nim płytę z napisem oraz dodatkową stylizowaną inskrypcją:

Sługa Boża S.M. Teodora – Marianna Witkowska, *23.3.1889, †28.1.1945.
Zginęła śmiercią męczeńską, stając w obronie czystości współsiostry S.M. Amabilis Markowskiej, zastrzelona przez żołnierza Armii Czerwonej.

 

Nocleg w Dzierzgońskim Ośrodku Kultury

Partnerzy/sponsorzy

Formularz Kontaktowy

f